wtorek, 21 lipca 2015

No anarchy in the UK

Jak przystało na polską młodzież, tak pojechałam pracować w Wielkiej Brytanii. Śniąc o górze funtów, korzystając z otwartych granic oraz niezłomnej wiary we własny sukces... JESTEM.
Po dwóch dniach pobytu poszłam do pracy - sukces. Nie wyszłam po godzinie - sukces.
Rzuciłam po tygodniu. 
Więc jak to jest być pokojówką: oprócz tego, że chujowo? Dlaczego po raz kolejny nie jestem w stanie utrzymać pracy?
Oto krótka historia o moim brytyjskim śnie:

Szósta trzydzieści, dzwoni budzik.  Niechętnie otwieram oczy i jeszcze bardziej niechętnie zwlekam się z łóżka. Da się przyzwyczaić. Na szczęście mamy już ciepłą wodę, na szczęście chociaż tyle. Trzeba umyć się raz dwa, bo papuga w kiblu drze się niemożliwie. Ale najpierw muszę wstać, a jest tak koszmarnie zimno... Trudno, pędem do łazienki. Papuga w krzyk. Sąsiedzi się skarżą, że nie da się spać. No tak, my też nie możemy. Ale jakoś nikt nie chce łączyć się z nami w bólu.
Myjąc ząbki zastanawiam się kiedy właściwie nas stąd wypierdolą przez tego ptaka. Nie dość, że powinno nas tu w ogóle być, bo to zasiłkowe mieszkanie jakiegoś Abdula z Wypiździstanu, to jeszcze to podłe zwierzę. Straszliwe dźwięki przeszywają moją głowę, jak ona się drze...
Śniadanie: nie ma nic do jedzenia. Kawa z cukrem.
Ubieram się i wychodzę w ten nieprzyjazny świat.
Drugie śniadanie w drodze: energy drink i dwa papieroski. Idę przez park, w którym kwiatem ozdobnym jest mak lekarski. Rabatki wyglądają jak afgańskie pola opiumowe. Nie mogę oderwać od nich wzroku. Dlaczego nikt tego jeszcze nie zebrał? Mijam piękne kamienice, jakieś pół tysiąca muzułmanów, piękną rzekę, wspaniałe mosty. Wcale nie chcę tu być.

Gdy docieram na miejsce witają mnie moje wspaniałe współpracowniczki. Akurat dziś przychodzi ich wielkie zamówienie z Avonu, nie ma więc innego tematu. Palą ukraińskie papierosy i od czasu do czasu wtrącą coś o tym, jaki ten kraj rodzinny jest słaby, a Anglia wspaniała.
Będzie mi z nimi ciężko - myślę sobie.

Po powitalnym papierosku przychodzi pora na obowiązki. No więc proszę państwa, dwadzieścia cztery pokoje w osiem godzin. To jest czterdzieści osiem kompletów pościeli. To dwadzieścia cztery łazienki, które muszę być wychuchane do ostatniego paproszka. Nie daję rady z tym gównem. Dwanaście, czternaście pokojów jest w zasięgu moich możliwości. Ale nie dwadzieścia, panie. Nie dwadzieścia. Zużyte gumki, pokruszone jaranie, alkoholowe opary, śmierdząca pościel, obsrane kible, zakrwawione ściany, ślady po białym proszku na biurku, talk wtarty w dywan i tony śmieci. W dwadzieścia minut! Dobre sobie.
Na przerwie znów polskie mądrości.
- No, ja to nie wracam do kraju.
- Ja też nie.
- Ja nigdy.
- Ja zostanę tu na zawsze!
- Tu mam czterdzieści par butów, a w Polsce miałam pięć!
- Jaka ciężka praca, już nie daję rady...
- I ja!
- Ja też nie...
- Strasznie ciężka.
- Nie chcecie znaleźć czegoś lepszego? - pytam naiwnie
- A po co? Tu zarabiam pięć razy więcej niż w Polsce!
- Właśnie, tutaj się zarabia! - przytakują kwoki.
- Ale coś lepszego w Anglii, przecież możecie.
- Po co? Trzeba znać język! - gdacze samica alfa.
- Właśnie, trzeba znać język - wszystkie kiwają głowami.

To bez sensu. Od dawna nie czułam się tak osamotniona.

- Średnio ci idzie, co?
- No średnio - odpowiadam.
- Będzie dobrze. Ja pierwsze pół roku płakałam, ale teraz jest już dobrze. Tanie ciuchy tu są.

W dupie mam tanie ciuchy i wszystkie ich inne wątpliwe profity. Jem lancz, to znaczy frytki z rybą - obrzydliwe - i wracam do sprzątania. Nie radzę z tym sobie w ogóle. Albo robię szybko, albo robię dokładnie, nie znajdując kompromisów w czyszczeniu kibla.
Nawet nie chcę ich tam szukać.
Mija dzień pracy, nogi wchodzą mi w tyłek a ramiona czuję tak, jakby były wyciągnięte do samej ziemi.
- To nie jest praca dla każdego - mówi mi menadżerka.
- To nie jest praca dla mnie.

Podpisuję rezygnację i wychodzę. Tak więc zarobiłam w tydzień 250£ i jestem w dupie. Znowu jestem w dupie. Właściwie powinnam się cieszyć, że wracam w znajome miejsce.

 Mijam rzekę, piękne kamienice, afgański park miejski. Maki machają do mnie, ale nie odpowiadam.
Co powiem chłopakowi i współlokatorom, którzy ogarnęli mi pracę? I co będzie dalej? Rzucić to w pizdu i olać kilka tysięcy peelenów, "mamo, pomóż"? Co za beznadzieja po raz kolejny.

Smutne wieczory, brak pomysłów, brak pieniędzy, brak znajomych. Ile można spacerować. Ile rozmów za pośrednictwem serwisów społecznościowych w tonie "jak tam?" można odbyć. I przeglądać Internet bez celu, słuchając tej popierdolonej papugi.

Cóż, szukam pracy i staram się nie odpaść. Jak zwykle.
Ale nic już nie jest takie, jak było chwilę po skończeniu ośrodka.



środa, 1 lipca 2015

Summer is coming

Odwiedziny w moim rodzinnym mieście. Leci po staremu.
Siedziałam wczoraj pod moją dobrą starą szkołą, z dobrą starą znajomą, która w pewnym momencie obwieściła mi taką oto rewelację:
- I on powiedział mi wtedy, że w Niebie toczy się wojna - zakrztusiłam się.
- Że co?
- W Niebie toczy się wielka wojna. Bo tam nie ma jednego boga, są ich setki oczywiście. Wiadomo, są dobrzy i źli. Wiesz, teraz są ciężkie czasy, a bitwa toczy się o ludzkie dusze. No, a on powiedział mi, że jest posłańcem zła, lecz intencje ma dobre i...
- To jakiś zbok?
- Nie, mówię poważnie, słuchaj. Powiedział, że jest złym człowiekiem, a teraz działa w słusznej sprawie. Zapytał czy zabiłabym mordercę wielu ludzi... Czy mogę mu w tym pomóc. Przyłączyć się do tej walki.
- Nie wierzę w to, co słyszę.
- A ja się zgodziłam!
Skwitowałam to westchnieniem.
- Tak, zgodziłam się. Dalej były spotkania, ucieczki przed posłuchami i tajnymi agentami. Bo wiesz, oni też się tym interesują. Mówił, że już mnie śledzą. Bałam się wychodzić z domu, podchodzić do okien... Ale musieliśmy przecież pokonać tego mordercę! Mógł skrzywdzić wielu ludzi! Oni mieli na mnie wszystko...

[W tym momencie pozwolę sobie odejść na moment od tamtej zjebanej rozmowy. Dlaczego w moim życiu spotykam tylu pomyleńców? Przecież ja sama jestem całkiem normalna, w społeczeństwie funkcjonuję względnie dobrze, zachowuję się i wyglądam pospolicie, a oni ciągną do mnie jak ćmy do światła, karzą pokazywać sobie Moc Słońca albo namawiają do wspólnego samobójstwa. Skąd, ja się pytam, skąd wiecie, że Was nie odtrącę, tylko posłodzę herbatkę, pogłaszczę po główce i zapamiętam do końca życia? Chyba zasłużyłam sobie na to, by w końcu się dowiedzieć.]

- Tak... I co było dalej?
- Pojechał w interesach do Afryki i przywiózł mi pióra pawia kongijskiego!
- Okej, a co z wielką wojną?
- Tych ptaków na całym świecie jest jedynie setka.
- ...
- A ja mam aż cztery piórka...
- Dobra, powiedz mi, co z twoją misją!
- No nic. Dostałam piękne pióra. Sto ptaków na cały świat, wyobrażasz to sobie?

Nie wyobrażam. Zostałam gdzieś w tyle, po moim mieszkaniu nie chodzą faceci w czerni ani bezokie kobiety w ciąży. Jestem blisko ziemi. Czasem zazdroszczę tym, którzy nie potrzebują niczym się wspomagać, by słyszeć jak ich Anioł Stróż posuwa białe myszki.

- Bierzesz jakieś leki?
- Przestałam trzy miesiące temu.

Och, jak słodko.