poniedziałek, 29 czerwca 2015

Czy warto wierzyć ćpunowi i dlaczego absulotnie nie?

Po raz kolejny rozczarowanie.
- Dzwoniłem, bo się nawciągałem koksu.
Dzięki, kurwa. To naprawdę przyjacielski gest dzwonić do nieczynnej narkomanki pod wpływem twardych dragów tylko po to, by się tym pochwalić.
No, jestem z Ciebie dumna, leszczu, że nie umiesz utrzymać abstynencji nawet przez jeden pierdolony dzień po ukończeniu długoterminowej terapii stacjonarnej. 
Gratuluje Ci brawurowego wyczynu,  a sobie tego, że wciąż liczę na Twoje ogarnięcie. To jest dopiero działanie wbrew wszelkim przesłankom zdrowego rozsądku. 
A teraz oklaski, salwy śmiechu, wycie widowni: BIIIIIIS BIIIIIIIS, KIEDY POWTÓRKA?

Tylko skąd to się bierze, dlaczego ja nie naćpałam się, choć miałam alprazolam w ręku, choć słyszałam już: "chodź na szczurka", dlaczego mój chłopak nie naćpał się pomimo "masz, wsiąknij sobie", a Ty nie mogłeś powstrzymać się nawet przez JEDEN JEBANY DZIEŃ od ogarniania prochów? 
Pytam się wszystkich, od których mogę oczekiwać odpowiedzi. 
Wciąż jej nie otrzymałam.
Słodki uśmieszek pani psychiatry i jakieś głodne gadki o chorobie narkotykowej. Tyle lat pracujesz w tym śmierdzącym Monarze i nie możesz powiedzieć nic, czego bym nie wiedziała?
No racja, tylko hydroksyzyny mi brakowało do szczęścia, wyczułaś mnie, serio, marzyłam o kolejnym syfie w tabletkach.
Znowu.
A przecież chodziło tylko o przyjaźnie i marzenia senne o hippisiarskich otwartych relacjach. Tyle Was było. Odeszliście i ja też powinnam uspokoić się wreszcie, zadowolić gadkami o chorobach, żarciu i tych znajomych, co się hajtnęli miesiąc temu.
Lajf is lajf, a ja jestem tylko infantylna i niezrównoważona.
To wszystko tak brutalnie przemija.

Don't slip away, oh no, don't slip away...